Impressum / kontakt

Stefan OkoŁowicz
W sprawie autorstwa fotografii Józefa Głogowskiego

przedstawiającej minę Witkacego: Przerażenie wariata"

       
 
       
Witkacy

Józef Głogowski, Stanisław Ignacy Witkiewicz, "Przerażenie wariata", 1931

Staś Ignacy bywał w dzieciństwie „poważnie“ zainteresowany różnymi dyscyplinami. Do grona „rzeczywistych“ postaci, funkcjonujących w rodzinnym kręgu: geologa, biologa, zoologa, chemika, fizyka, matematyka, astronoma, filozofa, malarza, fotografa, pisarza, nawet Wielkiego Marynarza, do którego w prezencie od pani Dembowskiej „miał dopłynąć do Zakopanego parowiec Wielkiej Międzynarodowej Kampanii“, należałoby dałączyć szereg postaci fikcyjnych. Od najmłodszych lat upodobanie młodego artysty i jego towarzystwa do stwarzania  własnej rzeczywistości, a w późniejszym wieku do „komponowania wypadków życiowych“, rodziło pomysły i eksperymenty, w formie oraz wymiarze nieraz skrajnie absurdalnym, ale zarazem o niezwykłym zabarwieniu egzystencjalnym, (nie fantastycznym). Zamiłowanie do mistyfikacji oraz doświadczanie, czy wręcz weryfikowanie kolejnych możliwości bycia kimś innym, wynikały z pewnego rodzaju „konieczności“, której źródło tkwiło w jego naturze, psychicznych skłonnościach, zdolnościach aktorskich i wyobraźni, a z czasem z pewnością odnosiło się do twórczości teatralnej - jego utworów scenicznych, nasyconych indywiduami. W ogóle szereg „konieczności“ kierowało artystą, stąd taka różnorodność jego twórczości. Albumy fotograficzne z dziesiątkami wizerunków Witkacego zawierały dokumentację zaświadczającą o ogromnej skali potencjalnych możliwości podszywania się, czy udawania kogoś innego, a także po prostu bycia sobą, ale w innym „nieeuklidesowym“ wymiarze, istniejących nie tylko w artystycznej wyobraźni twórcy, ale jego jestestwie. Nawet jako „wysłannik, czy szpieg z innego świata“ – co sugerowała Urszula Czartoryska.
W obliczu rangi tych wszystkich zdjęć, nie miało żadnego znaczenia, czy fotografie te były jego autorstwa, jako własne autoportrety, czy portrety wykonane przez któregoś z jego przyjaciół.
Do improwizowanych performatywnych działań, Witkacy z natury towarzyski, z upodobaniem wciągał grono przyjaciół, którzy traktowali to jako towarzyską zabawę, nieuświadamiając sobie, jakie motywacje kierowały artystą, jak choćby szereg sytuacji zarejestrowanych na zdjęciach, jak np. akcja z przewróceniem drzewa, doczepienie wąsów z konopi kilku przyjaciołom, absurdalna scena z duszeniem, czy zatytułowana „Potwór z Düsseldorfu“. Osoby towarzyszące Witkacemu z pewnością nie zwróciłyby uwagi na dane zjawisko, które on – oceniając z dzisiejszej perspektywy – przemieniał w dzieło sztuki. On miał pomysły, improwizował, był prowodyrem tych wszystkich zdarzeń - reżyserem i aktorem. Takie właśnie aktorskie popisy Witkacego u Głogowskich, niezwykle zabawne, z zapartym tchem obserwowała cała rodzina, jak później wspominały córki Walerii i Józefa Głogowskich, Krystyna i Zofia. Ale pierwsze zdjęcia wykonane w 1931 roku jednak Witkiewicz zamówił u Głogowskiego w zamian za portrety pastelowe rodziny. Znajomość przerodziła się w wieloletnią przyjaźń. Witkacy lubił bywać w ich domu, jak i wspólne wycieczki w góry.
Problem fotografii przedstawiających Witkacego, wykonanych przez kilkunastu różnych autorów ma kilka aspektów. Swoje zdanie „wyłożyłem“ w artykule zatytułowanym „Muszę mieć maskę, wściekłą maskę”. Polemika z Marią Anną Potocką, opublikowanym w „Przestrzenie teorii“ nr 14, 2010. Artykuł dotyczył bezprawnej zmiany autorstwa dużej części fotografii przez Maszę Potocką, która wraz ze mną była współkuratorem wystawy Psychoholizm. Prawowitym twórcom zdjęć z Witkacym odebrano autorstwo, (bez mojej wiedzy i zgody), podpisując fotografie w katalogu wystawy, zamiast zwyczajowym „fot.“, niezrozumiałym dziwolągiem: „wyk.fot.“, co oznaczać miało wykonanie pracy tylko w zakresie czysto technicznym.
Witkiewicz nigdy nie kwestionował autorstwa Głogowskiego. Z pewnością nie dziwił się, gdy ten  podpisywał fotografie swoim nazwiskiem. W liście do żony wiele razy zaznaczał, że na przykład „cudowne zdjęcia z minami“ wykonał Głogowski. Dzisiaj historycy sztuki chcą spostrzegać ten problem inaczej. Niemniej prawa autorskie należą do Głogowskiego, a od 1969 roku, po jego śmierci do jego spadkobierców. Więc publikowanie zdjęć bez wymienienia nazwiska Głogowskiego jako autora jest bezprawne.
Oczywiście inscenizacje zarejestrowane na fotografiach zostały wykreowane przez Witkiewicza, więc często zdjęcia traktowane są jako jego dzieła. Nie jest to błędne, jeżeli tylko nie narusza praw autorskich. Słusznie działania performatywne i parateatralne czy serie min Witkacego rozpatrywane są w aspekcie jego sztuki. Ta interesuje nas najbardziej. Ale kiedy publikuje się zdjęcia przedstawiające Witkacego, muszą być opatrzone nazwiskiem właściwego autora, choćby ze względów prawnych. Istnieje więc pewien konflikt między historykami sztuki, którzy „zapędzają się“ za daleko, a prawem autorskim. (Ze zrozumiałych względów, mniej zajmujemy się osobą Głogowskiego i jego innymi artystycznymi fotografiami w konwencji piktoralnej, chociaż zostały z wielkim smakiem odbite, przy użyciu specjalnych technik).
Oprócz Głogowskiego wielu innych fotografów było autorami portretów, czy zdjęć dokumentujących działania performatywne Witkiewicza. Do nich należy copyright, kiedy te dzieła są prezentowane publicznie. Zresztą i tak na wielu z nich widnieją sygnatury, bądź pieczątki zakładów fotograficznych. Ma to dobrą stronę, bo nie zaciera się granicy między „prawdziwymi“ autoportretami fotograficznymi Witkiewicza, a wizerunkami, które chociaż o charakterze autoportretowym, zostały jednak wykonane przez inne osoby.
Oczywiście jeszcze różne racje można przywoływać. Naprawdę dopiero dzisiaj stwarza się nijako „sztucznie“, kontrowersyjne sytuacje odnośnie autorstwa tych fotografii (patrz wspomniany wyżej artykuł, dotyczący polemiki z Potocką), kiedy ktoś za wszelką cenę chce przypisać Witkacemu niesłusznie „jak najwięcej“, czyli w rezultacie cudze prawa autorskie. Nie ma to nijakiego sensu. Bo i tak owe zdjęcia zachowują swoją rangę, niezależnie od tego, kogo uznamy za autora. A Witkacy – można podejrzewać, nie „bolał“ z powodu, że nie wykonał wszystkich zdjęć własnym aparatem. Podobnie Marcel Duchamp wykorzystał zdolności i obecność Man Raya oraz jego sprzęt fotograficzny, a wynik owej współpracy wpisany został do listy dzieł każdego z artystów osobno. Witkiewicza interesowała własna osoba na fotografiach w kontekście stworzonych, często absurdalnych sytuacji. W tym celu robił przecież także własne autoportrety fotograficzne i pastelowe, a od Głogowskiego i innych fotografów otrzymywał "szokujące" wizerunki, których nie wykonał sam, ale uwielbiał je i zbierał w albumach oraz wysyłał znajomym wywołując u niektórych zdumienie, sensację, czy inne emocje. Podobnie, jak przed laty Stanisław Ignacy- Bungo, prawdziwy dandys, który chciał zwłaszcza zadziwić siebie.

Stefan Okołowicz , październik 2014

Witkacy
Witkacy

Józef Głogowski, "Przerażenie wariata", 81x64 cm. Ze zbiorów Stefana Okołowicza.
Portret Witkacego namalowany przez Głogowskiego na podstawie fotografii z dodanym potworem w tle: „jego ekspresyjna morda pochodzi z rysunku peyotlowego autorstwa Janusza Kotarbińskiego, który zreprodukował Głogowski. Pomysł więc dziwaczny. Witkacy z wytworami cudzej wyobraźni, zamiast własnej.”
(Stefan Okołowicz)