Impressum / kontakt

Doëlan, 1911

Doelan

Szukam w Doëlan, na wybrzeżu Bretanii, Zamku S. (Chateau S.) Nigdy nie był zamkiem, tylko obszernym domem, który kupił malarz Władysław Ślewiński w 1910 roku, na osiem lat przed śmiercią. Bretońska nazwa domu brzmi Ker Simon - czyli Dom Szymona. Bretania jest dla Ślewińskiego artystyczną ojczyzną,
z bretońskim wybrzeżem łączą go wspomnienia przyjaźni
z Gauguinem.
W czasie pobytu w Polsce Ślewiński poznaje młodego, dobrze zapowiadającego się malarza - Stanisława Ignacego Witkiewicza, który w przybyszu z Francji widzi część legendy nowej sztuki, może nawet oczekiwanego nauczyciela, mogącego wskazać mu dalszą drogę. W rok po zamieszkaniu w bretońskiej rezydencji Ślewiński zaprasza Witkiewicza na letni plener. Czy ma nadzieję, że choć na chwilę powróci nastrój wspólnego malowania sprzed lat - tym razem z nim w roli mistrza?
To samo powietrze, te same widoki, to samo skaliste wybrzeże, ten sam ocean ...

Dom, jak pamiętam z lektur, powinien stać na wzgórzu i wyglądać trochę jak zamek. Miejscowość jest nieduża i wkrótce zauważam budynek, który może odpowiadać skąpemu opisowi. Po prawej stronie wąskiej drogi schodzącej do portu stoi w dużym ogrodzie dom, pośrodku fasady wznosi się przybudówka w kształcie wieżyczki. Kobieta, wychodząca boczną furtką potwierdza domysł. Dom w ogrodzie to Ker Simon, w którym kiedyś mieszkał polski malarz. Został właśnie po raz któryś sprzedany i nowi właściciele przeprowadzają właśnie remont. Obok ogrodzenia biegnie droga - przez pola, koło resztek dawnego młynu w dół, nad brzeg oceanu. Kartka z planem okolicy, którą młody malarz wysłał ojcu, by ten mógł sobie lepiej wyobrazić jego malarskie wędrówki - zaginęła, tak jak i reszta listów. Nic się jednak tu pewnie w okolicy nie zmieniło. Jakimi innymi drogami mógłby zresztą chodzić? - z domu nad brzeg oceanu, wąskimi ścieżkami nad urwiskiem, między skałami, do portu.

DoelanDoelan

Jest początek lipca 1992 i, jak przed osiemdziesięciu laty, panują upały. Ocean jest tylko lekko sfalowany. Wtedy, w 1911 był - ku rozczarowaniu młodego malarza, który pragnął studiować ruch fali - zupełnie spokojny. Mimo to dużo maluje, wysłuchując przy tym coraz bardziej irytujących go porad i uwag starszego kolegi, który, jak teraz zauważa, w głębi swojego malarstwa pozostał "naturalistą". Nie jest wprawdzie tak,
by nie doceniał pracy swego młodego gościa, chwali jego postępy i podziwia. I chyba w jego krytycznych uwagach nie ma zazdrości, o co podejrzewa go Witkiewicz, raczej rozczarowanie do własnych marzeń : "cud bretoński" bowiem nie powtarza się, mistrz i uczeń nie znajdują wspólnego języka.

Dopiero pod koniec przeszło dwumiesięcznego pobytu ocean wreszcie ożywa i "daje przedstawienie". Historia sztuki umieści wtedy powstałe prace w dziale wczesnej twórczości Witkiewicza, będącej wstępem do jego istotnego, dojrzałego malarstwa.

Witkaccy
S.I.Witkiewicz, Fala przy brzegu, 1911

Skały nabrzeża są ostre, szorstkie, pełne nierówności wypłukanych przez wodę, chodząc po nich trzeba uważać, żeby się nie skaleczyć. Wydaje mi się, że rozpoznaję widok przedstawiony na obrazie malarza. Głęboka szczelina wcina się w brzeg, fala wciska się w nią, woda podchodzi wysoko i ucieka znowu rwącym strumieniem w dół. Schodzę niżej, próbuję znaleźć miejsce na skale, gdzie dałoby się choć na chwilę usiąść, zaczynam rysować w szkicowniku. Zagłębiony w tej powtórce z Witkacego nie zauważam wysokiej fali, która nagle uderza w skały. Papier jest zalany wodą, a ja sam mokry od stóp do głów.

Doelan Doelan

Witkiewicz nie wytrzymuje do końca bretońskiego pleneru. Wyjeżdża do Londynu. W drodze powrotnej do Polski wpada jeszcze raz na krótko do Zamku S., zapewne po to, żeby zabrać ze sobą namalowane obrazy.

tekst: W. Sztaba, fot. K. Damar
(dodane 28.9.12)

Zmieniona wersja artykułu Motyw Witkacego opublikowanego w: Witkacy. Zycie i twórczość, Materiały sesji poświęconej Stanisławowi Ignacemu Witkiewiczowi, Słupsk 1994, red. Janusz Degler, Wrocław 1996